– Dlaczego? – pyta zniesmaczony opiekun. – Przecież dostaje zdrowe jedzenie, nie jest głodny, a szuka jakiegoś świństwa. Świństwo świństwu jednak nierówne. Dla Holendra zsiadłe mleko to mleko zepsute, a my je lubimy. To samo dotyczy kiszonej kapusty. Ani Anglik, ani Holender jej nie tkną.
Pies jako potomek wilka nie gardzi padliną. Wilk ma w żołądku na tyle mocno stężony kwas solny, żeby mógł denaturować białko bakterii gnilnych. Dzięki temu śmierdzący ochłap nie czyni mu szkody. To samo dotyczy psa. Rzecz w tym, że resztki współczesnego jedzenia nie mają nic wspólnego z nieświeżym mięsem. To, co jemy, jest naszpikowane chemią. Nawet jeśli wygląda jak mięso, niekoniecznie jest nim do końca. Bakterie żerujące w naszych pokarmach muszą umieć sobie z chemią poradzić. A jak z nią sobie poradzą, to i psi żołądek im nie straszny. Poza tym resztki tego jedzenia ubrane są w plastik – niestrawny nawet w najświeższej postaci.
Jestem wrogiem wyrzucania jedzenia. Powinniśmy kupować tyle, ile zdołamy zjeść. Niestety, nie tylko polskie śmietniki przypominają spożywczy supermarket. Resztki można znaleźć na ulicy, podwórku i w parku. Komuś nie smakuje „chemiczny” hamburger, to buch go w krzaki, do tego jeszcze w foliowanym papierze. Teoretycznie może on zaspokoić głód bezdomnego zwierzęcia, ale opakowanie na pewno mu nie posłuży. Gorzej, gdy poleży i porośnie pleśnią. Wtedy będzie wyłącznie trucizną. Bardzo niebezpieczne są też porzucone kości. Najczęściej wieprzowe. I tak niewskazane w psiej diecie. Nasz pupil wie, że nie godzimy się na uliczne przekąski. Gdy coś znajdzie, chce pochłonąć zdobycz jak najprędzej. Zanim usłyszy „fuj!” połyka, a to w wypadku kości jest groźne dla życia.
Jak uniknąć takich sytuacji? Znaleźć niezaśmiecone miejsce spacerów – ale to prawie niemożliwe. W pewnym sensie miejskie prawo sprzyja unikaniu pokarmowych perturbacji, bo nakazuje opiekunom zamykanie psich paszczy w klatce. Są jednak psy specjaliści w zbieraniu smakowych wrażeń. Potrafią wcisnąć znaleziony kąsek w otworki kagańca. Na szczęście nie wszystkie psy to śmieciożercy. Smutne, że są w mniejszości.
Gdyby psy zjadały tylko wyrzucone resztki jedzenia… Są smakoszami czegoś znacznie gorszego. Odchodów innych zwierząt. Choć dla człowieka to obrzydliwe, to wiele zwierząt nie gardzi tym, co zostało po innych. Mięsożercy szczególnie gustują w odchodach wszystkożerców i roślinożerców. Ich przewód pokarmowy jest bardzo krótki i nie ma w nim miejsca na jelitową florę bakteryjną. Za to w jelitach innych zwierząt jest jej obfitość. To dlatego pies jest zachwycony, gdy znajdzie się na krowim pastwisku. Cóż, pastwisk jest coraz mniej, a i dostęp do nich prawie niemożliwy. Pozostaje to, co można znaleźć w parku. Niektórzy z nas załatwiają potrzeby fizjologiczne w miejscach zupełnie do tego nieprzeznaczonych. Pies ma bardzo dobry węch. Wyczuje z daleka i nie pogardzi. W końcu jesteśmy wszystkożercami. Nie zapomnę widoku zrozpaczonej pani, która nakryła swojego spaniela na niecnym posiłku. – A ja cię potem całuję! – łkała, ale było już za późno. Pies miał skruszoną minę, ale mimo to wyglądał na zadowolonego. Z jego punktu widzenia nie zrobił nic złego. Jest spokrewniony z pieścem – lisem polarnym, a ten żywi się głównie odchodami niedźwiedzi polarnych.
Jeżeli nasz podopieczny dopuści się takiego przestępstwa, nie powinniśmy się nań gniewać. To na nas spoczywa odpowiedzialność za psie menu. Wybierajmy takie miejsca spacerów, gdzie trawa jest wystrzyżona, a krzaki pojedyncze. Trudno tam ukryć czynność powszechnie uznaną za wstydliwą, a i śmieć widoczny jest z daleka. Może uda nam się zdążyć przed psem.